RedMamut Expedition tankbag

Skoro tył motocykla mamy już spakowany [link do recencji U-Baga], a zostało nam trochę rzeczy bądź chcemy mieć kilka z nich bezpośrednio pod ręką, warto zastanowić się nad wyborem tankbaga czyli torby umieszczanej na zbiorniku paliwa. Na rynku znajdziecie mnóstwo propozycji od wielu producentów ale zwykle dość szybko da się zawęzić wybór do kilku modeli bazując na paru podstawowych kwestiach.

W zależności od własnych preferencji odnośnie wyglądu, pojemności, stylu jazdy (asfalt czy teren), rodzaju materiału z jakiego wykonany jest zbiornik w naszym motocyklu, możemy wybrać spośród kilku rodzajów mocowań. Do zbiorników z tworzyw sztucznych mamy tankbagi przyczepiane taśmami na kilka sposobów. Również popularne są modele z dedykowanymi „szybkozłączkami” przykręcanymi w okolicy wlewu paliwa – tu widziałem kilka podejść do tematu zależnych od producenta bagażu. Łączy je idea szybkiego wpinania/wypinania torby z uchwytu, co samo w sobie jest zaletą. Givi ma model z kluczykowym zamykaniem mocowania tankbaga ale ta koncepcja do mnie nie przemawia – złodziej nie weźmie łatwo torby, za to szybko ją opróżni (zamki niezabezpieczone) więc zwykle lepiej i tak zabrać ją ze sobą, kluczyk staje się zbędny.

Ponadto wszelkie mocowania na pierścień moim zdaniem nie sprawdzą się do jazdy terenowej gdzie wystąpią znaczne siły działające na taki zaczep. Rozwiązania, które widziałem na żywo, nie budziły mojego zaufania jeśli chodzi o dłuższą jazdę poza asfaltem. W teren brałbym raczej tylko tankbagi z taśmami dające więcej solidnych punktów zaczepienia, jakąkolwiek regulację położenia na zbiorniku i odporność na uszkodzenia.

Jeśli mamy zbiornik metalowy, wówczas w grę wchodzi dodatkowo mocowanie na magnesy i tego ostatniego używałem w czasie dalszych wyjazdów Junakiem 123. Miałem tam prosty ale spory tankbag „no name”. Trzymał się całkiem dobrze, zrobiliśmy razem kilka tysięcy kilometrów ale nie miał ani usztywnianych boków ani nie zapewniał wygodnego pakowania mniejszych rzeczy – jedna komora główna zapinana na ekspres, żadnych kieszeni. Idealny patent na szukanie wszystkiego na postojach. Mimo to nigdy nic nie zgubiłem, nic mi w nim nie zmokło ale w końcu wylądował w szafie jako magazyn okołomotocyklowych akcesoriów, a ja jeździłem jakiś czas bez torby z przodu.

Honda XL600V z tankbagiem Red Mamut Expedition
Honda XL600V z tankbagiem Red Mamut Expedition

Dobry tankbag powinien, moim zdaniem, spełniać kilka podstawowych założeń. Musi być łatwo demontowalny podczas tankowania czy pójścia po zakupy, musi być odporny na deszcz – przy czym po kilku sezonach irytowania się osobnym pokrowcem zdecydowanie preferuję rozwiązania deszczoodporne same w sobie.

Tankbag musi być bezpieczny dla motocyklisty – nie ma prawa kolidować z pełnym zakresem ruchów kierownicą, nie powinien wciskać na niej żadnych przycisków, blokować widoku zegarów, kokpitu czy w jakikolwiek inny sposób przeszkadzać w jeździe.

Musi dawać możliwość szybkiego sięgnięcia po dokumenty czy pieniądze bez grzebania w zakamarkach głębszych kieszeni. Dla osób preferujących papierową nawigację powinien mieć wygodny czytaj: sensownie duży mapnik który zmieści standardową mapę drogową bez konieczności jej zaginania w nieszablonowych miejscach. Byłoby dobrze aby był odpinany gdy nie jest potrzebny.

A co z miejscem na telefon, zapytacie?

Zgodnie z trafnym powiedzeniem „licz na najlepsze, szykuj się na najgorsze”, telefonu nigdy nie wożę w tankbagu, muszę go mieć w kieszeni kurtki. Ponieważ 95% czasu jeżdżę sam, o czym więcej napiszę niedługo, nie mogę bazować na pomocy koleżanki/kolegi jadącej obok. W razie wypadku, gdy jest całkiem spora szansa na pofrunięcie z dala od motocykla, wolę mieć większą pewność, że będę mógł wezwać pomoc bez konieczności szukania urządzenia po krzakach. Nie jest też powiedziane, że człowiek będzie w stanie się ruszyć z miejsca nieoczekiwanego lądowania… i że interkom dalej będzie miał zasięg z telefonem przy motocyklu.

Niektórzy producenci przewidzieli schowki na elektronikę za przeźroczystym materiałem, często umieszczone pod kątem względem reszty torby. Zwróć uwagę czy schowanie telefonu/nawigacji w dedykowanych kieszeniach wybranego tankbaga zapewni spodziewany poziom bezpiecznego korzystania z nich podczas jazdy.

Wracając do tematu – na dzień dzisiejszy w moim przypadku prawie ideałem jest tankbag Explorer Red Mamuta, wymyślony, zaprojektowany i uszyty w Polsce. Jest to przedstawiciel stosunkowo nowej linii produktów tej firmy, składającej się z trzech modeli: Adventure, Expedition oraz Safari.

Tankbagi Red Mamuta łączy kilka cech wspólnych. Przede wszystkim dobrze przemyślany, uniwersalny sposób mocowania przy pomocy specjalnej bazy.

Wybrałem środkowy model kierując się pojemnością i dodatkowymi opcjami. Safari z możliwością regulacji wysokości (czyli pojemności całkowitej do 10 litrów), to dla mnie zbyt duża pokusa zabierania zbyt wielu rzeczy. Potem z jednej strony wkurzam się na siebie za przerost ilości gratów podczas pakowania, a z drugiej nie znam umiaru widząc, że jeszcze jest wolne miejsce. W razie absolutnej konieczności spakowania większej ilości np. grubszych ubrań w chłodniejsze, deszczowe dni późną jesienią zabieram dodatkowe sakwy na gmole ale o nich innym razem. Modele Adventure i Expedition mają identyczną pojemność głównej komory: 7 litrów.

Wybierając model dla siebie warto wziąć pod uwagę zakres faktycznych zastosowań w ciągu sezonu czy roku. Może być tak, że na dłuższy wyjazd, gdy mamy wystarczająco rzeczy spakowanych z tyłu, spokojnie da radę mniejsza torba z przodu – na portfel, ciepłe rękawiczki, przekąskę na trasie plus aparat fotograficzny. Z kolei większa ładowność może być przydatna w czasie codziennych dojazdów do pracy. W zależności od jej charakteru oraz faktu, że wówczas prawdopodobnie będziemy mieli ze sobą tylko tankbag, większa pojemność pozwoli zabrać termos z obiadem, spodnie na przebranie, zewnętrzne dyski czy co tam kto wozi ze sobą. A może w Twoim przypadku będzie dokładnie odwrotnie? Przemyśl to przed zakupem.

Tankbagi Red Mamuta łączy kilka cech wspólnych. Przede wszystkim dobrze przemyślany, uniwersalny sposób mocowania przy pomocy specjalnej bazy. Jest to „uprząż” przylegająca do zbiornika paliwa, pozostawiająca swobodny dostęp do korka wlewu paliwa, mocowana do motocykla trzema paskami: jeden okalający główkę ramy, dwa pozwalające na złapanie i dociągnięcie po bokach motocykla, poniżej baku czy pod przednią częścią siedzenia. Taśmy mają długość pozwalającą na dość swobodne manewrowanie położeniem bazy na zbiorniku. Daje to sporą pewność co do możliwości dopasowania jej praktycznie na każdym motocyklu.

Baza tankbaga umocowana na zbiorniki paliwa motocykla
Baza zostawia spory zakres regulacji położenia względem wlewu paliwa.

Baza ma w czterech miejscach zatrzaskowe klamry do przyczepienia torby, dzięki czemu przygotowanie do tankowania wymaga jedynie odpięcia dwóch z nich, odchylenia torby i zapięcia z powrotem po uzupełnieniu zbiornika. Zabranie tankbaga ze sobą to chwila potrzebna na wypięcie czterech klamer. Być może wolniej niż w systemach zatrzaskowych przykręcanych do obramowania wlewu paliwa ale to sensowny kompromis biorąc pod uwagę wspomnianą wcześniej jazdę poza asfaltami.

W wersji pierwszej (pewnie będą kolejne gdy zbierze się dość uwag od klientów) którą posiadam paski mocujące mogłyby mieć ten sam sprytny sposób zabezpieczania luźnych końcówek taśm, co w „bazie” U-Baga mocowanej na tyle motocykla. Tam niewielki pasek z rzepem pozwala na przytrzymanie nadmiaru każdej z taśm aby gdzieś się nam nie zaplątała czy nie trzepała na wietrze w czasie jazdy. Tutaj musimy improwizować we własnym zakresie.

Spód tankbaga nie jest usztywniony, spokojnie dopasuje się do wystającego korka wlewu paliwa. W moim Junaku 123 wlew jest zamykany na płasko względem reszty zbiornika ale Honda XL600V ma mocno wystający. Dzięki regulowanemu paskowi okalającemu główkę ramy mogłem tak ustawić bazę, że korek praktycznie w całości jest poza przodem tankbaga.

Apteczka na tankbagu czy w bagażu nie może być jedyną w naszym posiadaniu! Identycznie jak w przypadku telefonu koniecznie musimy mieć podstawowy zestaw opatrunkowy bezpośrednio przy sobie aby w razie wypadku mieć wszystko co najważniejsze w zasięgu ręki. Maszyna może spaść z nasypu, wpaść do rzeki, zostać przygnieciona pod kołami innych pojazdów… Wyobraźnia podpowiada masę zdarzeń w których posiadanie apteczki przy sobie, a nie gdzieś daleko będzie decyzją ratującą nasze zdrowie, a może i życie!

Wszystkie mają wszytą rączkę do przenoszenia, chociaż nie byłbym sobą gdybym nie pomarudził – producent przygotował dla mnie prosty, odpinany, klamrowy pasek na ramię do przenoszenia tankbaga. Rączka jest świetna gdy do przeniesienia mamy tylko jego. Ponieważ na wyjazdy pakuję się w zestaw U-Bag Red Mamuta, ręce zwykle mam zajęte dwiema torbami bocznymi i centralną, bez paska naramiennego tankbag musiałbym trzymać w zębach, a te z wiekiem są coraz cenniejsze.

Tankbagi mają wodoodporną przestrzeń główną bez plączącego się i lubiącego zagubić pokrowca. Wnętrze ma jasny, czerwony kolor, co ułatwia znalezienie lubiących się zapodziać drobiazgów.

Red Mamut Expedition przekonał mnie do siebie dwiema dodatkowymi kieszeniami siatkowymi na „przydasie”. Co prawda w strefie poza wodoodporną kieszenią główną ale nie chowam tam nic wrażliwego na wodę. Szybki dostęp do nich umożliwiono zapinając zewnętrzną część klapy na dwie klamry o niewielkim stopniu regulacji długości czyli można pod nią włożyć coś grubszego, na przykład butelkę, batony czy kanapki na drogę.

Klamry i zapięcia w tankbagu da się obsłużyć bez zdejmowania rękawic, co znacznie ułatwia korzystanie z jego zawartości. Jeszcze nie odkryłem w jakiej konfiguracji pakowania w moim przypadku sprawdzi się najlepiej ale sądząc po jakości materiałów z jakich został wykonany oraz perfekcyjnego szycia, mam wiele sezonów na sprawdzenie wszystkich kombinacji.

Tankbag Red Mamut Expedition z bazą oraz mapnikiem
Tankbag Red Mamut Expedition z bazą oraz mapnikiem

Z wierzchu jest rzep dla sporego – co wcale nie jest regułą w tankbagach – solidnego mapnika oraz sześć plastikowych zaczepów do mocowania dodatkowych akcesoriów z oferty Red Mamuta takich jak podręczna apteczka czy zamykana sakiewka.

Jeśli jesteś fanem wszelkich odmian papierowej nawigacji bądź – tak jak ja – lubisz mieć pod ręką wydrukowane opisy miejsc które chcesz odwiedzić w czasie krótszych wypadów, wtedy koniecznie zwróć uwagę jaki mapnik jest w wybranym przez Ciebie tankbagu. Czy na pewno pomieści to z czego korzystasz na wyjazdach? Czy typową mapę da się zagiąć w przewidywalnych miejscach i łatwo ją w nim schować i z niego wyjąć? W dobie nawigacji elektronicznych i powszechnego korzystania w tym celu z telefonów, ta część motocyklowego wyposażenia zwykle jest traktowana po macoszemu.

11” iPad schowany w mapniku

A dla mnie mapnik to istotna kwestia. Co prawda w nawigacji posługuję się przede wszystkim mapami elektronicznymi na opisanym na blogu Garminie Zumo XT ale papier i kompas nie są mi obce, doskonale zdaję sobie sprawę z konieczności posiadania wersji bezprądowej. Tak duża przestrzeń oferowana przez dołączony do zestawu mapnik pozwala na sporą kreatywność w zakresie jej wykorzystania. W dobie powszechnej pracy zdalnej świetnie sprawdziła się u mnie jako element „mobilnego biura” – mogę schować w nim 11″ iPada i w czasie jazdy być cały czas na „nasłuchu”, i – gdy zajdzie potrzeba – szybko zaparkować w dogodnym miejscu aby uratować czyjś informatyczny świat przed kataklizmem.

Spokojnie zmieści się tam również papierowy opis rajdowej trasy, chociaż zapewne bywalcy takich imprez preferują wygodniejsze rozwiązania ale dla amatora możliwość okazyjnego wzięcia udziału w rajdzie np. na jakimś zlocie może być świetną zabawą.

Można – co czasem czynię – przygotować sobie zestaw papierowych informacji na temat planowanych do odwiedzenia miejsc i na postojach nie tracić czasu na grzebanie w telefonie w poszukiwaniu tych danych.


Tekst powstał na bazie własnych doświadczeń oraz w oparciu o produkt zakupiony za własne pieniądze. Nie jest to tekst sponsorowany, chociaż w treści zobaczysz zdjęcia katalogowe produktu – nie mam odpowiednich fotek własnych na tą chwilę. Ale wiosna już za pasem 🙂